Kiedy życie daje Ci cytryny – zrób z nich lemoniadę. A co zrobić, gdy życie daje Ci dwóch alkoholików? Mam na imię Anna i mam 40 lat. Jestem mieszkanką Wrocławia. Odkąd pamiętam moje życie było przepełnione alkoholem. I choć sama go nie piłam to ponosiłam wszelkie konsekwencje jego picia. Byłam świadkiem wielu groźnych sytuacji, gdy ojciec kolejny raz wrócił do domu pijany. Nie było łatwo, szczerze mówiąc – wolałabym o tym zapomnieć. Gdy byłam w wieku nastoletnim, zdecydowałam się na edukację o kierunku gastronomicznym. W tym czasie rodzice również podjęli decyzję o dalszych losach ich małżeństwa. Tak naprawdę decyzję podjęła mama. Później był rozwód i szukanie nowego miejsca do życia, bo ojciec za nic nie chciał oddać domu po dziadkach.
W szkole czułam, że żyję. Za jej murami mogłam czuć się bezpiecznie. Uczyłam się na przyzwoitym poziomie, a czas tam spędzony wspominam najlepiej. Wówczas poznałam swojego obecnego męża.
Jak to z miłością bywa najczęściej – zaślepia człowieka zupełnie nie pozwalając mu dostrzec pierwszych sygnałów sugerujących, że coś jest nie tak. Jego spotykanie się ze znajomymi na alkohol traktowałam jak co weekendową rozrywkę – absolutnie nieszkodliwą. Nie dostrzegałam wówczas powagi problemu oraz tego jak bardzo wpłynie to na moje dalsze życie.
Usprawiedliwiałam jego ataki złości przepracowaniem, a sięganie po alkohol odreagowaniem dnia codziennego. Staczał się, a ja dopiero, gdy pierwszy raz podniósł na mnie rękę, zobaczyłam w nim swojego ojca. To oczywiście był proces, który trwał latami, piętrzył się aż w końcu przelał czarę goryczy. Nie mogłam znieść faktu, że patrzą na to nasze dzieci, które podobnie jak ja, cierpiały w tej chorej relacji. Tłumiłam w sobie negatywne emocje, aby nie przelewać ich na dzieci, ale to co wówczas działo się w mojej głowie nie było dobre. Czułam się jak w klatce, uwięziona, zduszona, ubezwłasnowolniona. Zostawił nas. Bez grosza.
Do dziś nie zobaczyłam alimentów – alkohol jest dla niego ważniejszy niż własne dzieci. Musiałam ponieść konsekwencje swoich wyborów i wziąć odpowiedzialność za rodzinę. Nagle spadła na mnie rola nie tylko matki, ale również ojca. Pracowałam ciężko, ale uczciwie. Priorytetem byli dla mnie synowie, ich edukacja, to czy zjedli obiad. Nie starczało na wszystkie raty, więc część kredytów nie była opłacana. Banki tego nie rozumiały, nie chciały rozumieć – mimo szczerych chęci nie dawałam sobie z tym rady. Wówczas wzięłam pierwszą chwilówkę, żeby zapłacić zaległe raty. Bardzo bałam się komornika i tego, że trafimy pod most. To było jak plaster na ranę postrzałową. Chwilówką strzeliłam sobie w kolano tylko bardziej się pogrążając w długach, ale wtedy to było jedyne rozwiązanie jakie widziałam.
Później była kolejna, która maskowała problem na następne tygodnie. Ale to wracało, w postaci wezwań do zapłaty i ciągłych telefonów z ponagleniami. Aż się stało – otrzymałam list od komornika i załamałam ręce. Kompletnie straciłam kontrolę nad własnym życiem. Byłam przerażona, nie spałam, nie jadłam, myślałam co dalej. Od kogo jeszcze mogę pożyczyć, aby z tego wybrnąć.
Pewnego dnia, gdy siedziałam w poczekalni u lekarza, usłyszałam reklamę w radiu. Mówiła ona o upadłości konsumenckiej, której konsekwencją jest umorzenie zadłużeń. Nie myślałam wtedy wiele, postanowiłam spróbować, aby zacząć na nowo. Czuję, że znów mogę oddychać.