To miasto jest moim rodzimym i to właśnie tu się wychowałem, później pracowałem i założyłem rodzinę. Można powiedzieć, że żyło mi się dobrze, raz skromniej, a raz mniej i jakoś dawałem radę. Jednak dziś moja sytuacja jest na tyle krytyczna, że sam nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się samemu wyjść z problemów, w które wpadłem.
Od zawsze pomagałem rodzicom prowadzić ośrodek wypoczynkowy. Pieniądz był z tego dobry, jednak jak to z takimi miejscami bywa – jedynie w sezonie mogliśmy liczyć na lepszy grosz. Moi rodzice jednak nigdy się nie poddawali i od dzieciaka wpajali mi wiedzę na temat prowadzenia takiego kompleksu oraz szacunek do pieniądza. Ojciec zawsze powtarzał mi, że gdy oni już będą zbyt zmęczeni to właśnie ja będę nowym właścicielem. Ośrodek nie był duży, ani wyjątkowo nowoczesny, jednak gości nam nie brakowało. Rodzice zawsze dokładali wszelkich starań, aby panowała w nim rodzinna i ciepła atmosfera – może to powodowało coroczny powrót turystów.
Jako młodzieniec chcący poznać nieco więcej świata, miałem zamiar wyjechać i spróbować czegoś nowego, ale moje plany musiały zostać odłożone na bok. Mianowicie moi rodzice zaniemogli. Ich wiek sprawił, że nie mieli już siły radzić sobie z trudem prowadzenia biznesu, a tym samym spłacania rat kredytu, który pozwolił im go otworzyć. Wiedziałem, że muszę zostać, aby im pomóc. Ojciec trafił do łóżka, zaś mama na tyle ile mogła starała się być obecna i mnie wspierać. Nie miałem pojęcia o prowadzeniu finansów, ponieważ zwykle zajmował się tym ojciec. Na początku jakoś to szło, jednak czułem, że powoli zaczynam się w tym gubić.
Przestały mi się spinać faktury, opłaty, raty… Sytuacja w pewnym momencie była na tyle krytyczna, że zdecydowałem się na wzięcie kredytu, aby podciągnąć biznes i wytrwać do końca sezonu. Również konkurencja, która nie śpi, wyczuła moją słabość i szybko ją wykorzystała. Nie miałem finansów na to, aby odrestaurować kompleks, aby stał się bardziej atrakcyjny dla klientów. Konkurencja zaś wyjątkowo dobrze sobie z tym radziła i dawała turystom co raz to więcej udogodnień.
Sezony zimowe powodowały mocny zastój w prowadzeniu biznesu, a raty trzeba było płacić, dlatego łapałem się każdej możliwej pracy. Nie miałem jednak doświadczenia w żadnej budowlance, ani innych tego typu pracach. Sytuacja zaczęła spędzać mi sen z powiek, a na domiar złego sam zacząłem odczuwać bóle w kręgosłupie. Ich ignorowanie doprowadziło u mnie to mocnego zwyrodnienia, które mogłaby jedynie wyleczyć operacja.
W tym trudnym czasie ożeniłem się. Był to najszczęśliwszy moment od lat i pozwolił na chwilę zapomnienia. Obecnie jestem ojcem syna i córki, których również muszę utrzymać. Żona chcąc mi pomóc postanowiła, że weźmiemy wspólny kredyt i uratujemy ośrodek przed zamknięciem. Zobowiązanie to pozwoliło na całkowity remont i zmianę wizerunku ośrodka na tle konkurencji. Klientów zaczęło przybywać, a my znów odbiliśmy się od dna i normalnie zaczęliśmy zarabiać. Powoli zacząłem odzyskiwać nadzieję, że to ma sens. Wystarczało na opłacenie rat, pomoc rodzicom i normalne życie.
Wszystko szło dobrze do momentu, gdy przyszła pandemia, która całkowicie odebrała nam możliwość zarobku. Wyludnienie i brak wsparcia spowodowały potężne zaległości wobec wierzycieli. Znów wróciły do mnie koszmary, ponieważ nasze zobowiązania osiągają obecnie kwotę bliską 1,5 miliona złotych. Stres spowodował u mnie nerwicę i bezsenność. Ośrodek od początku należał wyłącznie do moich rodziców, nie jestem jego właścicielem, ponieważ rodzice żyją. Myślę, że może mnie uratować jedynie upadłość konsumencka. Po prostu nie dam rady już tego ciągnąć ze względu na choroby jakie mnie dotknęły oraz nerwicę. Jestem świadomy swoich błędów, jednak wierzę, że każdy zasługuje na drugą szansę. W mojej sytuacji wszystko zburzyła pandemia, myślę, że nie tylko w mojej.