Mam na imię Michał, jestem mieszkańcem Szczecina i mam 33 lata.
Nigdy nie sądziłem, że dojdę w swoim życiu do momentu, gdy zdecyduję się na upadłość konsumencką. Zawsze uważałem, że jest to temat, który mnie nigdy nie dotknie, bo przecież świetnie sobie radzę, ale są sytuacje, które sprawiają, że człowiek traci grunt pod nogami.
Jestem osobą, która szybko się uczy. Pozyskiwanie wiedzy już od czasów szkolnych było dla mnie prostsze niż dla rówieśników. Po zakończeniu szkoły średniej, kontynuowałem naukę na kilku kierunkach. Fascynowało mnie dużo tematów i chciałem mieć styczność choć z częścią z nich.
Z zawodu jestem kierowcą, ponieważ praca ta pozwala na zobaczenie kawałka świata i daje niezły dochód. Naukę stawiałem ponad wszystko, więc zaciągałem zobowiązania w kilku bankach, aby mieć na opłacenie czesnego. Płaciłem miesięczne raty, które były dostosowane do moich ówczesnych możliwości finansowych. Nie wiedziałem jeszcze jak bardzo moje życie się zmieni, gdy zdecydowałem się o ten jeden raz jechać nieco dłużej niż zwykle.
W jednej chwili byłem na swoim pasie, by sekundę później jechać już na maskę auta jadącego z naprzeciwka. Musiałem zasnąć. Nie zdążyłem wyprowadzić auta. Doszło do wypadku w wyniku, którego z mojej winy zginął człowiek.
Miało to miejsce w 2016 roku, a ja do dziś nie śpię po nocach nie mogąc sobie wybaczyć.
Tamten czas był szczególnie trudny. Nie tylko pod względem psychicznym, ale również fizycznym. Trafiłem wówczas do szpitala w stanie ciężkim. Musiałem być operowany, a dojście do siebie zajęło mi wiele tygodni. Nie myślałem o swoich zaległych zobowiązaniach – głową byłem daleko poza szpitalnianym łóżkiem. Finalnie doszło do tego, że zaczęli odzywać się do mnie windykatorzy. Zaczęły się pojawiać listy z wezwaniami do zapłaty, SMSy z groźbami przekazania sprawy do komornika. Byli bezwzględni, a ja absolutnie bezbronny w całym tym zajściu. Nie chciałem wyrządzić komuś krzywdy, a tym bardziej doprowadzić do śmierci. Mój stan psychiczny był całkowicie zrujnowany co przywoływało w kółko ponure myśli.
Gdy wyszedłem ze szpitala, zostałem sam sobie. Zupełnie rozbity i przytłoczony poczuciem winy. Było mi bardzo trudno podjąć decyzję o terapii, ale gdy w końcu zdecydowałem się stawić czoła swoim lękom było już za późno na ugody. Był rok 2017. Moi wierzyciele już dawno oddali zobowiązania dalej, a ja musiałem codziennie mierzyć się ze swoją przeszłością na nowo.
Podczas odbywania terapii leczyłem się również farmakologicznie. Wiele mi to ułatwiło, moje myśli były jaśniejsze i mogłem na chłodno przekalkulować swoją obecną sytuację. Nie było dobrze, ale zacząłem się pomału podnosić z dna. Zacząłem od drobnych prac, które pozwoliły mi na częściowe uregulowanie zobowiązań co było kroplą w morzu potrzeb.
Nie muszę chyba też mówić jak ta sytuacja wpłynęła na moją edukację, która z wiadomych przyczyn nie mogła zostać ukończona. To był dla mnie cios, jednak udowodniłem sam sobie, że małymi krokami jestem w stanie zmienić swoje życie, aby na nowo zacząć funkcjonować.
Terapia jest dziś moją nieodłączną codziennością – myślę, że gdyby nie ona to poddałbym się już dawno. Jestem na etapie składania wniosku do Sądu o upadłość konsumencką. Wierzę, że nawet ja ze swoją przeszłością mogę zacząć jeszcze raz.